„Żałuję,
że nigdy nie przeżyłem swojego „Teenage Dream”. Ta myśl coraz częściej pojawia się
w mojej głowie (kontynuując tematy muzyczne z poprzedniego wpisu), gdy oglądam teledyski na YouTube. Zwłaszcza w ciepłe letnie
wieczory. Zwłaszcza, kiedy już dłużej nie mogę odkładać nauki w ramach aplikacji.
Producenci
opiekujący się wschodzącymi gwiazdkami co jakiś czas stawiają na świeżość jaką
niesie za sobą konsumowana w teledysku młodość. Liczą pewnie, iż porwie ona jak
fala pachnąca czystością w muszli klozetowej spryskanej wc pick-erem, słuchaczy
w tany. I mają rację. Co roku latem jesteśmy świadkiem jak jakaś Kesha wyłania
się z wanny w brokacie. Albo razem z Katy Perry chcemy iść na całość, bez
wyrzutów sumienia niesieni młodzieńczymi uniesieniami. I kiedy inni, na fali,
sobie przypominają upojny okres szkoły średniej i wczesnej dorosłości, ja
żałuję, że nie mam czego wspominać.
Okres
liceum i studiów poświęciłem na uczenie się. Rzadko kiedy wychodziłem z domu,
nie miałem prawie wcale znajomych. Żadnych przygód, balang do rana, szalonych
miłości. Nic. Null. Wmawiałem sobie, że robię to wszystko po to, by zostać
prawnikiem. Dostać się na aplikację, uzyskać tytuł radcy prawnego. Uniezależnić
się od rodziców mając satysfakcjonującą pracę i wieść szczęśliwe życie leminga.
Wszystko
byłoby pięknie, gdyby nie seria rozczarowań. Owszem, jestem na drugim roku
aplikacji radcowskiej (zobaczymy jak długo), ale coraz częściej mam wrażenie,
że nie było to warte tylu poświęceń. Zwłaszcza w kontekście tego, iż na 2 roku
aplikacji, z 4 latami doświadczenia zawodowego zarabiam mniej, niż moi znajomi
z mniej perspektywicznych kierunków humanistycznych, którzy dostali pierwszą
pracę w życiu. Można być oburzonym, prawda?
Nie
dość, że finansowo jest marnie, to z upragnionego życia leminga też niewiele mi
skapnęło. Muszę odmawiać spotkań znajomym z tego względu, iż powinienem się
uczyć. Problem polega na tym – iż po 8 – 9 godzinach obcowania z prawem
dziennie nie mam już siły, ochoty, ani samozaparcia, by przyswajać sobie
jeszcze więcej przepisów.
Sama
praca, może właśnie w związku z tym paragrafowym przeładowaniem, też przestała
sprawiać mi satysfakcję. Niedokończone sprawy sądowe, które czekają na mnie w
biurku (lub obok, bo nie ma tam już miejsca) śnią mi się po nocach. A spiesząc
się, robię coraz więcej błędów.
Ale
nie to wszystko jest najgorsze. Mógłbym przetrwać chwilową dyssatysfakcję z
pracy. Myślę, że miałbym tyle samozaparcia by jeszcze przez dwa lata zacisnąć
zęby i zdać egzamin radcowski po ukończeniu aplikacji.
Mógłbym
ale nie mogę, gdyż uważam, że popełniłem 10 lat temu błąd wybierając tę
ścieżkę. Nie chcę być prawnikiem. Nie chcę być średnim prawnikiem, a takim co
najwyżej będę nie mając powołania. A teraz, chyba już jest za późno by to
zmienić. A chciałbym.
Chciałbym
zrobić tak jak przeuroczy podmiot liryczny w najnowszej „mojej” letniej
piosence. Chciałbym wcisnąć „push, push, push, rewind” – i wybrać co innego.
Niestety nie mam takiej możliwości. Czuję się bezsilny i bez żadnego wyjścia.
Czyż nie jest uroczy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz