czwartek, 12 lipca 2012

003: push, push, push. rewind


„Żałuję, że nigdy nie przeżyłem swojego „Teenage Dream”. Ta myśl coraz częściej pojawia się w mojej głowie (kontynuując tematy muzyczne z poprzedniego wpisu), gdy oglądam teledyski na YouTube. Zwłaszcza w ciepłe letnie wieczory. Zwłaszcza, kiedy już dłużej nie mogę odkładać nauki w ramach aplikacji.

Producenci opiekujący się wschodzącymi gwiazdkami co jakiś czas stawiają na świeżość jaką niesie za sobą konsumowana w teledysku młodość. Liczą pewnie, iż porwie ona jak fala pachnąca czystością w muszli klozetowej spryskanej wc pick-erem, słuchaczy w tany. I mają rację. Co roku latem jesteśmy świadkiem jak jakaś Kesha wyłania się z wanny w brokacie. Albo razem z Katy Perry chcemy iść na całość, bez wyrzutów sumienia niesieni młodzieńczymi uniesieniami. I kiedy inni, na fali, sobie przypominają upojny okres szkoły średniej i wczesnej dorosłości, ja żałuję, że nie mam czego wspominać.

Okres liceum i studiów poświęciłem na uczenie się. Rzadko kiedy wychodziłem z domu, nie miałem prawie wcale znajomych. Żadnych przygód, balang do rana, szalonych miłości. Nic. Null. Wmawiałem sobie, że robię to wszystko po to, by zostać prawnikiem. Dostać się na aplikację, uzyskać tytuł radcy prawnego. Uniezależnić się od rodziców mając satysfakcjonującą pracę i wieść szczęśliwe życie leminga.

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie seria rozczarowań. Owszem, jestem na drugim roku aplikacji radcowskiej (zobaczymy jak długo), ale coraz częściej mam wrażenie, że nie było to warte tylu poświęceń. Zwłaszcza w kontekście tego, iż na 2 roku aplikacji, z 4 latami doświadczenia zawodowego zarabiam mniej, niż moi znajomi z mniej perspektywicznych kierunków humanistycznych, którzy dostali pierwszą pracę w życiu. Można być oburzonym, prawda?

Nie dość, że finansowo jest marnie, to z upragnionego życia leminga też niewiele mi skapnęło. Muszę odmawiać spotkań znajomym z tego względu, iż powinienem się uczyć. Problem polega na tym – iż po 8 – 9 godzinach obcowania z prawem dziennie nie mam już siły, ochoty, ani samozaparcia, by przyswajać sobie jeszcze więcej przepisów.

Sama praca, może właśnie w związku z tym paragrafowym przeładowaniem, też przestała sprawiać mi satysfakcję. Niedokończone sprawy sądowe, które czekają na mnie w biurku (lub obok, bo nie ma tam już miejsca) śnią mi się po nocach. A spiesząc się, robię coraz więcej błędów.

Ale nie to wszystko jest najgorsze. Mógłbym przetrwać chwilową dyssatysfakcję z pracy. Myślę, że miałbym tyle samozaparcia by jeszcze przez dwa lata zacisnąć zęby i zdać egzamin radcowski po ukończeniu aplikacji.

Mógłbym ale nie mogę, gdyż uważam, że popełniłem 10 lat temu błąd wybierając tę ścieżkę. Nie chcę być prawnikiem. Nie chcę być średnim prawnikiem, a takim co najwyżej będę nie mając powołania. A teraz, chyba już jest za późno by to zmienić. A chciałbym.

Chciałbym zrobić tak jak przeuroczy podmiot liryczny w najnowszej „mojej” letniej piosence. Chciałbym wcisnąć „push, push, push, rewind” – i wybrać co innego. Niestety nie mam takiej możliwości. Czuję się bezsilny i bez żadnego wyjścia.


Czyż nie jest uroczy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz