wtorek, 26 czerwca 2012

002: stracone Kesha-momenty

Jako słomiany wdowiec, w sobotę poszedłem na długozapowiadane tańce. W trakcie przygotowań, okazało się, że starość przyszła do mnie bez pośpiechu, cichaczem. Przekabacała mnie bym przeszedł na pomarszczoną stronę mocy już jakiś czas, a ja się nie zorientowałem. Jak w tej scenie z Władcy Pierścieni w Edoras. Starość usiadła mi na ramieniu,a od jej szeptów zrobiły mi się zmarszczki mentalne, i te pod oczami niestety też


 Efekt? O tańcach ostatnimi czasy częściej mówiłem, niż w nich uczestniczyłem. A w klubie czułem się staro. Może gdybym poszedł do jednego z tych "posh" miejsc, gdzie każdy uważa by nie zagnieść świeżo wyprasowanej koszuli zakupionej w ramach rozsprzedaży likwidacyjnej w salonie Armaniego na Placu Trzech Krzyży, to nie widziałbym różnicy wieku. Ale poszedłem do tańcowni. Tam ludzie skaczą, pocą się i nie patrzą, że drogie buty, im się zniszczą,bo większość ma wariację na temat plimsolli z H&M za 59,99. Ja awansowałem społecznie, plimsolle kupuję za 89,99 w Pull&Bear.


Wracając z półek sklepowych do klubu. Starość ma jeden plus - wystarcza mi mniej alkoholu by przełamać wrodzoną nieśmiałość. 0,8 litra piwa wystarczyło, bym w pewnym momencie nawet rozpiął koszulę. Z resztą co mam się wstydzić mojej wychudzonej, ale męsko owłosionej klaty. Za 4 lata pojawi mi się muffin top i nie zamierzam żałować, że mając 26 lat (aktualnie), jej nie pokazywałem. O nie, za wiele straconych Kesha-momentów mam już w swoim archiwum porażek.

I może dzisiaj młodzi się ze mnie śmieją, że jestem Katy Perry śpiewająca o swoim teenage dream z 10 lat po czasie, ale jak doszliśmy niedawno do wniosku z koleżanką z pracy (bardzo poważnej pracy w kancelarii prawnej), w pewnym wieku człowiek przestaje udawać, że jest poważny.

A i aby się jeszcze postarzyć, zamiast Flo Ridy czy innej Mariny, zadedykuję Wam... P!nk.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz