poniedziałek, 18 czerwca 2012

001: i oto jesteśmy

Jako rocznik 86' jestem rozpieszczonym dzieckiem Internetu. Przejawia się to w najprostszych odruchach. Kiedy na przykład szukałem chłopaków przez wirtualne anonse na portalach gejowskich, jak tylko otrzymywałem odpowiedź (nie ważne jakiej treści) googlowałem e-mail potencjalnego kandydata. Traktowałem google jako źródło podstawowych, najczęściej dyskwalifikujących informacji. Niestety, najlepsze czasy do takich zabaw już minęły, i jestem pewny, że ten finansista, co dziś pojawia się jako gadająca głowa w TVN 24, już dawno przestał używać w gej kontaktach adres pozwalającego dopasować twarz do branży. Podobnie jeden z DJów radiowych.

Pamiętać trzeba, iż googlowanie jest obosieczne. Spłoszył mnie pewien uroczo zapowiadający się chłopaczek, przytaczając mi najbardziej intymne momenty z mojego bloga, którego wtedy jeszcze prowadziłem incognito. Okazało się, iż w intensywnej korespondencji przyznałem się, że czytam "Drogę do Babadag" Stasiuka. Ten sam błąd w tytule książki popełniłem w ramach dziennika. I tak googlując treść mojego e-maila chłopiec znalazł traumatyczne historie z dzieciństwa, linki do egzaltowanych piosenek i wiele, wiele innych cukiereczków, które najchętniej bym połknął i przetrawił incognito. Mimo wszystko chciał się ze mną spotkać. A ja uciekłem.

W ciągu jedenastu lat prowadziłem tylko dwa codzienniki, a więc zmiana partnera następuje co 5,5 roku. Nieźle jak na geja. Pierwszy z nich, gadz.blog.pl, po ponad ośmiu latach zostawiłem. Razem ze zbliżającym się końcem studiów i rozstaniem z pierwszym poważnym chłopakiem chciałem się odciąć od tamtego mnie. 

Drugi z blogów umarł śmiercią naturalną. Nowy, lepszy, wyzwolony ja - dramaqueer.blog.pl, self-titled crazy sensitive bastard, padł ofiarą właśnie tego dążenia ku nowoczesności. Blog.pl - pierwszy poslki provider blogowy, założony swego czasu przez Adomasa, zaimplementował silnik wordpressa. Nie potrafiłem się przyzwyczaić.

I oto jesteśmy, jak pisze Dorothy Parker - rówieśnica (jeśli można określać rówieśnika przez wzgląd na odstęp czasu, w którym delikwentom się zmarło) tytułowego Franka O'Hary. Z czysto egoistycznej potrzeby wybebeszenia siebie. Zobaczymy co strumień świadomości, i danych, nam przyniesie.


2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy ever, to tak jakbym pierwszy mazał po nowo zdobytej przez bibliotece książce, co za uczucie! - oczywiście jest to czyność karygodna i absolutnie niedopuszczalna. Z tym dzieckiem internetu to chyba troszkę przesadziłeś. My, reprezentanci kolejnych pokoleń też byliśmy pionierami w tej dziedzinie, bo przecież, kto ogarnie tego przeogromnego stwora internetowego, co? Specjalnie tak napisałeś - blogerze nie od dzisiaj! Wiadomo, że jak coś ma rzucić na kolana nowego czytelnika to kontrowersyjna notka, która ma zmuszać do myślenia, lajków i zakładkowania (wszystkim uległem). Do teraz myślę o tych gwiazdach albo hasłach do zabezpieczonych blogów!

    OdpowiedzUsuń